Michal Wolski :: Textura #19 (11.05.18) – Pol
Українська Polski English
– Wiem, że z muzyką elektroniczną zapoznawałeś się dzięki m.in. rozgłośniom radiowym. Powiedz, od czego zaczęła się Twoja znajomość z kulturą klubową i kiedy zdecydowałeś się, że chcesz wziąć w tym aktywny udział?
MW: Będąc nastolatkiem, odkryłem nagrania The Orb, które otworzyły mi oczy nie tylko na twórczość tegoż projektu, ale tak naprawdę na całą „elektronikę” i techno. Właśnie dzięki audycjom radiowym oraz przyjaciołom — głównie starszym — mogłem docierać do nagrań zupełnie obcych moim rówieśnikom i tak naprawdę większości moich rodaków. Mówię tu bowiem o czasie, kiedy to świadomość tego typu brzmień w kraju nad Wisłą właściwie dopiero rodziła się.
„Orbus Terrarum” autorstwa wspomnianego The Orb to było zdecydowanie jedno z najgłębszych muzycznych przeżyć. Tak naprawdę to był początek mojej fascynacji światem muzyki elektronicznej. To była również miłość od pierwszego wejrzenia – niemal natychmiast zacząłem marzyć o stwarzaniu tego typu dźwiękowych zjawisk na własną rękę.
– Od wydania Twojej pierwszej EP-ki minęło blisko 10 lat. Co zmieniło się w tym czasie w Twojej twórczości?
MW: W mojej twórczości zmieniło się od tego czasu praktycznie wszystko poza samym podejściem do tworzenia i obserwacji dźwiękowych zjawisk. Tak rozumiem rozwój — ciągłe eksperymentowanie, poszukiwanie, kwestionowanie, sprawdzanie na nowo, szukanie… sam nawet nie wiem czego. Dźwięk postrzegam jako zwyczajnie i nieskończenie fascynujący, co pociąga za sobą nieustające majsterkowanie
– A czyja muzyka jest dla ciebie najbardziej aktualna teraz?
MW: Obecnie szczególną uwagę zwracam na Rrose, Marco Shuttle, Donato Dozzyego czy Jacka Sienkiewicza, który śmiało i pewnie przekracza granice gatunków. To jednak tylko nieliczne nazwiska, które jako pierwsze przychodzą mi na myśl – w dodatku gdy myślę o techno, a jest przecież tyle gatunków i muzycznych odmian…
Nie jestem w stanie zliczyć i wymienić jednym tchem tych wszystkich twórców, którzy na różnych etapach byli dla mnie ważni, których twórczość porywała mnie i fascynowała, którzy inspirowali mnie do poszukiwania własnej drogi. Podobnie jest i dzisiaj — jest tylu wspaniałych twórców, tak wiele inicjatyw wartych wspierania i obserwowania! Z innej strony patrząc, można zaryzykować stwierdzenie, że żyjemy w czasach nadmiaru, co chwilami utrudnia skupienie na twórczości danego artysty. To naprawdę trudne pytanie…
– Wszystkie Twoje albumy mają konceptualny charakter, zwłaszcza jest to zauważalne w przypadku ostatniego albumie pt. “La Mer“, w którym techno ustępuje miejsca niezwykłej atmosferze i głębi. Czego jest tu więcej – myśli czy spontaniczności? Powiedz też, czego można się spodziewać po Twoim kolejnym albumie?
MW: „La Mer” to praca, która powstała w dość krótkim czasie, a następnie dojrzewała całymi miesiącami, wielokrotnie zmieniając swoją postać. To materiał, który powstał spontanicznie, a następnie podlegał racjonalnej, długotrwałej obserwacji. I tak właśnie działam — komponuję w każdej niemal wolnej chwili, następnie przyglądam się i staram zrozumieć, co dana konstrukcja ze sobą niesie lub co może nieść. W swoim procesie twórczym stoję zatem gdzieś pośrodku.
Co do nowego albumu… Za wcześnie, by o tym mówić, choć rzeczywiście pracuję nad kilkoma projektami. W minionych miesiącach powstała masa muzyki, setki szkiców i dziesiątki skończonych utworów — jestem na etapie ogarniania myślą, co właściwie się wydarzyło, co niosą ze sobą te kompozycje.
– Pomówmy o Twoim studio. Od czego zaczynałeś i jak proces twórczy wygląda od strony technicznej dzisiaj?
MW: Muzyka techno i szeroko rozumiana muzyka elektroniczna w najróżniejszych odcieniach jest silnie związana z technologią wykorzystywaną w procesie twórczym. Przechodziłem różne fazy — pełnego oddania syntezatorom i narzędziom hardware’owym, najróżniejszym rozwiązaniom cyfrowym, a także fazę uważnego łączenia obu tych światów w jednym procesie. Od lat zaś staram się pozostawać wierny jedynie idei korzystania z dźwięku jako budulca, „pobierać” go z każdego możliwego źródła, bez zwracania uwagi na jego pochodzenie, bez wartościowania, bez zwracania uwagi na cokolwiek poza nim samym i odczuciem, jakie wzbudza. To intymny proces — i tak naprawdę tylko on pozostaje na ten moment stały w mojej twórczości.
Raz korzystam z systemu modularnego, który buduję, innym razem z pomocą przychodzą wtyczki VST, jeszcze innym – aplikacje mobilne, natomiast czasem rolę instrumentu czy efektora pełni smartfon i zainstalowana tam aplikacja. Pochodzenie brzmienia przestało mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
– A która praca z Twojej dyskografii jest Ci najbliższa? Czy jest też może taki występ, który najbardziej zapadł Ci w pamięć?
MW: Choć może to zabrzmi banalnie, każdy występ jest dla mnie ważny i wyjątkowy, bo zwykle gram live acty, co pociąga za sobą dużą niewiadomą. Improwizacja wymaga skupienia, obecności i nie ma tu miejsca na rozproszenie, w związku z czym każdy występ ma w sobie coś wyjątkowego. I nie jest ważne, czy sytuacja naturalnie wzbudza mój entuzjazm, czy wręcz przeciwnie.
Co do nagrań, których jestem autorem… Tuż po wydaniu, tuż po zamknięciu projektu szybko przechodzę do pracy nad kolejnymi pomysłami. Cieszę się, że mam możliwość dzielenia się muzyką, cieszę się też, że ktoś chce jej słuchać i że są tacy, którzy to umożliwiają, decydując się na jej wydanie. Każde nagranie ma swój czas – szanuję to wszystko, co się dzieje, ale, szczerze mówiąc, zawsze bardziej ciekawi mnie szperanie przy nowych wizjach niż wsłuchiwanie się w już skomponowane i wydane nagrania.
– Wkrótce minie 8 lat, odkąd Ty i Błażej Malinowski prowadzicie program radiowy pt. Fünfte Strasse w Radio Kampus. Czym stało dla Ciebie to doświadczenie?
MW: To jedno z najważniejszych i najgłębszych muzycznych przeżyć, które szczęśliwie trwa już blisko dekadę. Dzięki tej aktywności mam dodatkową motywację do rozglądania się, ciągłego obserwowania i nasłuchiwania. Ta radiowa pasja pozwala mi na to, by docierać co raz do niezwykłych muzycznych wizji oraz ich autorów. To wielka, fascynująca sprawa!
– Czy wytwórnią Minicromusic Rec. zajmujesz się sam, czy ktoś ci pomaga? czy może ktoś Ci pomaga? Czy jesteś zadowolony z tego, jak się rozwija?
MW: To w pełni autorski pomysł. Powstał spontanicznie, z potrzeby dzielenia się tym, co tworzyłem ja i co tworzyli bliscy mi muzycy. Od samego początku był nastawiony na działanie spontaniczne — gdy tylko czułem, że powstało coś wartego podania dalej, pojawiało się i wydanie. Jestem wierny tej drodze. A czy nagrania przetrwały próbę czasu? Niech każdy sprawdzi sam.
– Opowiedz o duecie Mech, który tworzysz razem z Fischerle . Dlaczego został stworzony? Jakie są Wasze plany?
MW: Mateusz Wysocki jest mi bardzo bliskim człowiekiem — i muzycznie, i czysto „ludzko”. Głęboko szanuję jego twórczość – doszły mnie też słuchy, że Fischerle odwzajemnia to uczucie. Gdy ma miejsce coś podobnego, należy, według mnie, łączyć siły i sprawdzać, co może wydarzyć się w wyniku ich połączenia. Samotna muzyczna praca jest fascynująca, ale praca w duecie czy większym zespole to kompletnie inne zjawisko – niezwykle inspirujące i pouczające. Nasze plany są w związku z tym proste: zaglądać pod kolejne dywany i rejestrować ten proces w postaci kolejnych nagrań.
– We Lwowie będziesz po raz pierwszy. Co wiesz o nim? :
MW: Tak, to prawda, to będzie moja pierwsza wizyta we Lwowie. Tak naprawdę wiem o tym mieście niewiele, ponieważ jest to wiedza zapośredniczona – pochodzi z literatury, opowieści i fotografii. Jestem w pełni przygotowany na to, by przekonać się na własnej skórze o wielkim uroku tego miasta. Nie ukrywam, nie mogę się doczekać.
wywiad – Karma Detalis
Українська Polski English